sobota, 17 grudnia 2011

Pozytywy? Taaaa, jasne...


Tak szybko, co się stało:
Nic mi się nie układa. Kiedy idzie zbyt gładko, zawsze musi zacząć być trudno. Ale żeby aż tak? Żeby utracić to, nad czym pracowało się cztery miesiące, dzień w dzień?
Tak, wczoraj nieoficjalnie moje dziadowskie MP3 zabrało ze sobą prawie trzysta stron "Singlistki". Sama MP3 się nie zepsuła, ale plik z "Singlistką" już tak! Mówię nieoficjalnie, gdyż wciąż mam nadzieję na to, że znajomy mojego taty odzyska mi wszystko co do strony.
Jest takie mini światełko nadziei.
Wczorajszy dzień był jedną wielką histerią. Płakałam i płakałam, a kiedy już się uspokajałam, ponownie wybuchałam płaczem. Czułam się okropnie. Ściskało mnie w klatce piersiowej, nie mogłam oddychać. Myślałam również o porzuceniu pisania forever. Moja siostra uważała, że coś ze mną nie tak, bo nie chciałam oglądać "Glee".
Tak. Wczoraj w ogóle nie miałam ochoty żyć. Uwzięłam się, że nie czytam książek dopóki nie odzyskam "Singlistki" przynajmniej do strony 290. Nie chciałam patrzyć na "Igrzyska śmierci" ani na książki autorów, którzy mnie inspirują. NEVER EVER!
Jednak zawsze musi być ten moment, w którym nic się nie układa.
Mam nadzieję (och, matko głupich!), że ta historia skończy się happy endem.
Boże... znowu mi się zbiera na łzy...
Jeżeli nie odzyskam "Singlistki" będę to przeżywać, ale mam jeszcze 185 stron na komputerze. Nie może być aż tak źle (chyba). Jeszcze tylko 115 stron do celu...
5 < 115
Ludzie... JA MUSZĘ TO ODZYSKAĆ!
LOSIE: DZIĘKI CI ZA PREZENT ŚWIĄTECZNY! NAPRAWDĘ, NIE TRZEBA BYŁO!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz