czwartek, 1 września 2011

Szkoła...

Zaczęło się.
Dziesięć miesięcy udręki. Dziesięć miesięcy wkuwania. Dziesięć miesięcy dźwigania torby wypchanej książkami i zeszytami. Dziesięć miesięcy intensywnej pracy.
SZKOŁA. *głośne pioruny*
Do naszej klasy doszła jedna drugoroczna, wszyscy zdali, co daje nam w sumie... dziewiętnaście osób. Nie wszyscy należą do najinteligentniejszych, jednak nie oddałabym mojej kochanej II "b" za nic w świecie! Pewnie jeszcze zmienię zdanie, kiedy będę w liceum, ale na razie mogę sobie tak mówić :)
Z przedmiotami to już w ogóle jest beznadziejnie. WOS z moim "ukochanym" historykiem, wychowanie do życia w rodzinie ze starym kawalerem, matematyka z jedną z gorszych matematyczek w szkole. Nie mam najmniejszej chęci jutro wstać o siódmej, przygotować się w pół godziny i lecieć do znienawidzonego przeze mnie budynku. Nie chcę, nie chcę, nie chcę!
Co jednak mogę poradzić?
Na szczęście, jutro nie jest tak źle. Tylko pięć lekcji! Weeeeeeeeee!
1. matematyka
2. język polski
3. w-f
4. chemia
5. w.d.ż.w.r.
Mogliby sobie podarować chemię, bo nikomu się nie chce na to chodzić. Dobra, mi się nie chce. Nie wiem, co z resztą klasy, bo znam ludzi, którzy uwielbiają chemię. Trudno...
Na koniec dam taką wakacyjną fotkę z moim pieskiem i pieskiem mojej cioci. Podoba mi się to ujęcie jak nie wiem co!
Oczywiście ten kundelek jest mój. Wabi się Mela (nie wybierałam imienia; kiedy ją dostaliśmy, jej poprzedni właściciel powiedział, że reaguje na takie imię). Jamniczek wabi się Kleks :)
Dobra, ja piszę. Muszę teraz poświęcać temu więcej uwagi niż w czasie wakacji, gdyż nie mam aż tyle czasu na siedzenie i uderzanie w klawiaturę.

Dream, hope, never give up.
Paula

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz